Chłód i opanowanie. Anne Malcom „Doyenne”

 

Mało jest książek, gdzie to bohaterka jest na szczycie biznesowego łańcucha pokarmowego! Kobieta zarządzająca wartą miliardy firmą jest taką kropelką w morzu wszystkich odcieni romansów. Najczęściej mamy do czynienia z ultrabogatymi facetami, zatem jasnym jest, że „Doyenne” kusi niesamowicie! Ale czy skosztowany owoc smakuje tak dobrze, jak sama jego zapowiedź?

 


Doyenne 
Anne Malcom
Powieść jednotomowa
Sumptem autorki, 2019

  

Charlotte ma wszystko – pozycje, miliardową firmę, pewny chwyt na życiu... ale czy na pewno ma kontrolę nad tym wszystkim? Jedna obskurna alejka, napaść, ratunek, to wszystko sprawia, że poukładane życie biznesmenki chwieje się w posadach. Czy mężczyzna o wilczych oczach pomoże jej złapać równowagę, a może pociągnie ją na dno?

Nie ukrywam, niniejsza pozycja fascynowała mnie niesamowicie! Klimatyczna okładka, obiecujący opis, kilka dobrych polecajek – nie mogłam sobie odmówić lektury. Jednak kiedy w końcu otworzyłam książkę i zaczęłam czytać, trochę strachu padło na moje czytelnicze serce. Im dalej wczytywałam się w fabułę tym bardziej... Miałam ochotę się wycofać. Zrobić parę kroków wstecz, może nawet porzucić lekturę aż do czasów nieokreślonych. Czytałam przez chwilę z przeświadczeniem, że chyba to nie mój dzień na tego typu książkę. Ale kolejne zdanie, rozdział, jaki przebyłam rozwiewało moje wątpliwości.

Najzwyczajniej w świecie autorka wpadła w dziurę perfekcjonizmu swojej własnej bohaterki.

Musicie wiedzieć jedno, że pani Malcom w dość chorobliwy sposób, z takim nieprawdopodobnym pietyzmem opisuje to, jaka chłodna i opanowana jest Charlotte. Jaki ogrom pracy musiała włożyć w to, żeby być na szczycie miliardowej firmy, trzymając życie za jajca. Do pewnego momentu mogłam zrozumieć budowanie tej postaci, ale potem już zaczynało mnie wręcz to uwierać! Oczywiście, czasem może czytelnikowi coś umknąć, ale Charlotte nieustannie powtarzała jaka jest, co robi, czego nie czuje... W koło Macieju, aż po sam epilog książki. To właśnie powtarzanie w (bardzo częstych) monologach wewnętrznych było dla mnie najgorsze. Katarynka zacięła się i czasem, jak w tych żartach o studentach prawa, łatwo się było domyślić, co zaraz Charlotte pomyśli. Ten „zabieg” nie do końca zrujnował tę książkę w moich oczach, ale wiele rzeczy jej odebrał.

Przede wszystkim zabrakło jakiejś iskry.

Anne Malcom ma świetny styl pisania. Tworzy złożone, bogate zdania, pełne zróżnicowanego słownictwa. I w tym wszystkim, w tym skrupulatnym zapisie zabrakło emocji. Oczywiście, Charlotte oraz Jacob są postaciami niezwykle kompleksowymi, poznaczonymi bliznami i teoretycznie emocjonalnie wycofanymi... ale to nie znaczy, że czytelnik ma tego nie odczuwać. Wraz z chłodnym opanowaniem Charlotte dostaliśmy w głównej mierze chłodne sprawozdanie akcji. Przemoc, napięcie, namiętność, władza, kontrola, śmierć – to wszystko pozostają wytarte frazesy. Nic tak naprawdę w tej książce nie sprawiło, że będę o niej myśleć z nawet ciepławymi uczuciami. Z tak intensywnie i niebezpiecznie zapowiadającym się bohaterem, jakim miał być Jacob, wydawałoby się, że iskry będą fruwać pod sam kosmos. Ale tak nie było. Żadna tajemnica, jaką zdradziłby on, czy Charlotte, żadne wydarzenie z książki nie zostało owiane jakimkolwiek napięciem.

Za to, jak dobrze warsztatowo „Doyenne” została napisana, ma u mnie okejkę. Ale to jak wiele zabrakło prawdziwego, emocjonalnego mięska, ta okejka jest maleńka. Pozornie książka wydawała się dla mnie wręcz stworzona, a w końcowym rozrachunku rozmijamy się nieprawdopodobnie!

 

Ocena: 5,5/10

 

Aleksandra 

Komentarze