Na cienkiej nici. Natasha Knight „Giovanni”


 Kolejny finał serii przede mną! Następne książki doczekały się u mnie swojej finałowej klamry. Tym razem zakończę przygodę u Natashy Knight – powieści te jednak są luźno ze sobą splecione i tak naprawdę można je czytać w różnej kolejności. Idzie się łatwo połapać w całości, zwłaszcza że sama zaczynałam przygodę z Braćmi Benedetti od drugiego tomu!



Giovanni
Bracia Benedetti, tom 5
Natasha Knight
Wydawnictwo Papierówka, 2021

 

„Jestem prawą ręką mafijnego bossa, ona zaś dziewczyną z przeszłością, którą rozpaczliwie stara się ukryć. Potrzebuję jej wsparcia, ale wiem, że mi nie pomoże. W każdym razie nie dobrowolnie. Dlatego będę musiał ją do tego zachęcić, a wierzcie mi, potrafię to robić. Jest w niej coś, co wywołuje moją ciekawość. Nie chodzi jedynie o blizny przecinające jej plecy. Sprawia wrażenie, jakby znajdowała się na granicy, której przekroczenie wywoła chaos. Przypomina piękną lalkę powoli rozchodzącą się na szwach. Jeszcze chwila, a przytrzymująca wszystko nitka pęknie.”

Natasha Knight na samym początku mojej przygody z Braćmi Benedetti zaczarowała mnie swoim prostym, dosadnym stylem pisania. Coś w jej piórze sprawiło, że oderwałam się od rzeczywistości na kilka szybkich godzin. Nawet pomimo tematyki mafijnej, która nie jest w moich topkach ulubionych gatunków – zawsze znajdę genre bardziej mi odpowiadające. Im dalej w cykl, tym niestety coraz mocniej zaczęłam zauważać pewną powtarzalność.

Książka o Giovannim niestety też taka jest.

Długo czekałam na to, żeby ten tom rozbudził we mnie choćby uncję zainteresowania. Strasznie żałowałam, że Giovanni i Emilia nie zachwycili mnie od początku. Dopiero na samym końcu tekstu znalazłam iskierkę, która pomogła mi z zaciekawieniem dotrwać do epilogu. Jednak było to za późno, żebym przepadła na amen. Bohaterowie mieli potencjał, zwłaszcza Emilia i jej głęboko zagrzebana trauma, która w każdej chwili groziła erupcją. Giovanni był jednocześnie intrygujący i mdły – nie da się ukryć, że autorka w jego przypadku zmiksowała wszystkich męskich protagonistów z poprzednich tomów, żeby stworzyć tę postać.  

Knight porusza się w bezpiecznym obszarze.

Choć książka ma w sobie sporą dozę przemocy i dużo się o niej mówi, tak sama z siebie jest przeraźliwie „bezpieczna”. Autorka idzie znanymi szlakami, które w żaden sposób nie zaskakują. Z jednej strony jest to plus, w końcu można na luzie przeczytać książkę bez wytężania się (co czasem jest niesamowicie potrzebne). A z drugiej, potwornie szkoda, że Knight nie złamała swojej rutyny.

Dobra książka na raz.

Pewnie już nie wrócę do tego tomu – jak na Salvatora czy Dominica mam chrapkę, tak Giovanni nie dał mi wiele do rozpamiętywania. Fajnie jest to przeczytać ot tak, dla samej przyjemności czytania. Może gdyby nie wszechobecne „dupcie” miałabym inne wrażenia z lektury... ale tego już nie przeskoczę!

Reasumując: ostatni tom z serii okej, lecz niefortunnie nie wybija się poza pierwsze opowieści.

 

Aleksandra

 

Za książkę do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu!



Komentarze