Leśna pomyłka. „Echo” Seven Rue

Seven Rue śledzę już od jej pierwszej wydanej książki. „Forbidden”, które miało małe perturbacje na linii zbyt–taboo–dla–Amazona, wisi sobie do tej pory u mnie w aplikacji Kindla. Przez te wszystkie miesiące odkładałam lekturę. Skusiłam się wpierw na „Fifty Six” ciekawa jak wyszło autorce story z tak dużą różnicą wieku. Po skończeniu byłam skonfundowana i do tej pory książka pozostaje u mnie bez oceny. Ale dopiero przy „Echo” zrozumiałam, co mi w tym wszystkim nie pasuje...

Seven Rue "Echo"


Echo

Seven Rue

Powieść jednotomowa

Sumptem autorki, 2020

 

Echo z powodu guza na strunach głosowych, które musiały zostać wycięte, nie mówi od urodzenia. Matka ją porzuciła dla bogatszego mężczyzny, dziewczynkę zostawiając z przemocowym ojczymem. W końcu Echo nie wytrzymuje i ucieka z domu przez dzicz Alaski, aż w końcu udaje jej się znaleźć chatkę trzech mis... trzech panów ;)

Ależ ja byłam nakręcona na lekturę!

To, czego nigdy nie odmówię Seven Rue, to pomysłów przyciągających taką czytelniczkę, jak ja. Żądną nietypowych tematów i jeszcze bardziej nietypowych romansów/erotyków. Obietnice pomysłów, to najwyraźniej wszystko, na co mogę liczyć. Piszę to z horrendalnym bólem serca. Nie jestem perfekcyjna, jak chodzi o angielski, ale doceniam kunszt i warsztat, którym mogą się poszczycić niektóre autorki. Jednak w przypadku „Echo”, czy także „Fifty Six” (i obawiam się, że we wszystkich książkach Seven Rue), strefa językowa oraz stylistyczna powieści bazuje wyłącznie na... niesamowitej prostocie.

I nie jest to prostota zadowalająca, ani troszku.

Momentami czułam się tak, jakbym czytała moje wypracowania na angielski z lat szkolnych. I w tego typu pisaniu nie byłoby jeszcze nic złego, gdyby chociaż warstwa fabularna oraz kreacja bohaterów dźwigała honor całej książki.

Nic tu niczego nie dźwigało, wszystko leciało głęboko w otchłań.

W dużej mierze główna bohaterka Echo jest szalenie podobna do postaci Valley z „Fifty Six”. Dziewczyny w bardzo podobny sposób myślą, formułują zdania oraz myśli. Echo jest niema, zaś Valley bardzo wyuzdana i odważna – to główne ich rozróżniki. Ciężka sytuacja, w której znalazła się Echo, prawie w ogóle nie odbija się na zachowaniu oraz myślach dziewczyny. Jej spotkanie z Nordinem, Summitem i Willemem jest po prostu niedorzeczne. Emocjonalnie na bardzo niskim poziomie, nie ma tutaj żadnej dynamiki. Mężczyźni zachowują się po prostu okropnie – zrozumiałabym złość, że laska się włamała do ich domu, ale to jak przeprowadziła to Seven Rue wywołało we mnie odrobinę odrazy. Okrutne kpiny z tego, że Echo nie mówi? Oczywiście obecne! Pytanie w którym łóżku spała i że może tam dalej spać z jego właścicielem? Na miejscu! A to wszystko przy pierwszej rozmowie z Echo. Na usta cisną mi się same przekleństwa, aż dziw, że nie porzuciłam wtedy książki. Uwierzcie mi, to nie było takie typowe hate–love. To było po prostu... Rany, brakuje mi cenzuralnych słów, żeby to wszystko opisać.

Bo to nie miało sensu.

Wiele spraw w tej książce nie miało żadnego sensu i ledwo się ze sobą kleiło. Echo nie mająca nic przeciwko temu, że faceci ZABRANIAJĄ jej i Summitowi porozumiewać się ze sobą językiem migowym? Jakby, halo, mężczyźni są w wieku 33, 35 i 37 (chyba) lat! Wyrozumiałość? Zrozumienie dla pewnych spraw? Ani trochę! Można być zrzędą, która ma w dupie wszystko, ale są granice. Echo ciągle powtarza, że nie przeszkadza jej to. Nie przeszkadza jej obrażanie i wymuszanie na niej czegoś, na co nie ma wpływu. Jakby... kurcze, każdy z nas ma jakiś punkt, w którym poddaje się i czuje zranienie. Oczywiście dziewczyna od razu czuje z nimi wszystkimi niesamowitą więź i przyciąganie. Insta–love jak się patrzy, ale patrzy się bardzo źle.

Sama fabuła jest także nudna.

Zabijcie mnie, ale piszę recenzję tak szybko, żeby w ogóle pamię tać o czym to właściwie było. Fabularnie jest prosto i nudno, sprawia wrażenie historii pisanej na kolanie. Nie ma tu napięcia, oczekiwania, ani grama emocji. Wszystko przepływa od stanu A do stanu B bez zająknięcia, bez niczego.

Smutno mi pisać taką recenzję, serio. Nastawiałam się szalenie mocno na tę i każdą inną książkę Seven Rue. Zastanowię się ze dwa, trzy razy zanim zabiorę się za cokolwiek więcej. Jedyny plus, jaki można wynieść z tej książki, to wprawienie się w czytanie po angielsku, jeśli dopiero zaczynacie (a kochacie romanse i fascynuje Was reverse harem).

 

Ocena: 3/10

 

Aleksandra

 

Komentarze