Czar zdjęty. „Sergio” Natasha Knight


Ciężka to była myśl – od samego początku dokładnie wiemy, co dostaniemy w książce. Nawet jeśli popełniliście taki błąd, jak ja (czyli zabraliście się wpierw za tom drugi ), to jesteście świadomi, że główny bohater...

 

Natasha Knight "Sergio" 

Sergio

Bracia Benedetti, tom 3

Natasha Knight

Wydawnictwo Papierówka, 2021

 

Natalie przeznaczone było spotkać Sergia. Za pierwszym razem uratował jej życie, a za drugim... mógł jej je odebrać. Tak to już bywa, gdy przypadkiem jest się świadkiem działań mafii. Sergio szantażem zmusza Natalie do milczenia, ale ona sama wkradła się w jego myśli bez skrupułów.

Kiedy kończyłam „Salvatore” oraz „Dominika”, byłam święcie przekonana, że ta historia mnie po prostu zniszczy. I wciąż tak jest, to przekonanie mnie niszczy, myślenie o tym szalenie mnie smuci. To, co przytrafiło się Sergio, jego przedwczesna śmierć i jak bardzo bliscy przez to cierpieli.

Jednak to samo myślenie o tym przywołuje smutek, sama lektura już nie.

Tutaj właśnie tkwi cały problem. Nie da się ukryć – po lekturze Sergia mam pewność, że część czaru, jakiegoś uroku, który został na mnie rzucony przy poprzednich tomach, kompletnie znikł. Zagadkowa postać nieżyjącego Sergia ciekawiła bardziej właśnie wtedy – kiedy była martwa. Teraz mam takie przeświadczenie, że to, oprócz smutnego zakończenia, była strasznie wtórna opowieść, która wyróżnia się wyłącznie dzięki finałowi.

Chemia między bohaterami? Jaka chemia?!

Głowiłam się nad tym długo, gdzie tak dokładnie tkwi problem tej części. Fabuła sama w sobie nie jest zła, czuje się ten dyszący w kark oddech śmierci. W głowie rozlega się tykanie zegara, który odlicza jak niewiele czasu pozostało Sergiowi. To podbudowuje napięcie, pobudza czytelnika do tworzenia prawdopodobnych i nieprawdopodobnych scenariuszy następnych wydarzeń. Nawet pomimo skrótowej znajomości całej historii, bo wszystko opowiedzieli nam Salvatore oraz Dominic. Tutaj Natasha Knight chciała nadać głos Sergio, a jednak całkowicie go tego głosu pozbawiła. A wszystko przez to, że kompletnie nie było pomiędzy nim a Natalie... cóż, czegokolwiek. Zabrakło tej jakże magicznej chemii, unoszącej się w powietrzu mięty. Zupełnie nie mam pojęcia, dlaczego tak się wydarzyło. Całe napięcie, jakie odczuwałam przy pierwszym ich spotkaniu ulotniło się w mgnieniu oka. Wręcz przez chwilę zastanawiałam się, czy może gdzieś po drodze nie pojawi się jakaś kolejna Natalie, która tchnie w Sergia życie. Nomen omen.

Jednak były to moje złudne marzenia.

Romans pomiędzy Sergiem i Natalie okazał się taki szalenie zachowawczy. Zrobiony według szablonu, krok po kroku odhaczono z niego punkty romansowe, które powinny się pojawić i... tyle. O jak mi to zabiło odbiór całości, o panie złotyyyy. Tak się nie powinno robić! Kończę teraz pisać tę recenzję z jednym przeświadczeniem.

Byłoby lepiej, gdyby nie było Natalie. Gdyby nie było romansu.

Jakkolwiek niegodziwie by to nie zabrzmiało i jak mocno nie chciałabym martwemu człowiekowi wytargać miłości z serca, tak dodało by to do książki potwornie okrutną nutę. I smak. „Sergio” smakowałby wówczas całkowicie inaczej – teraz przez całą lekturę ma się wrażenie wyprucia z emocji i wszystko przez słaby dynamizm z główną bohaterką. Bez niej mam wrażenie, że powieść otoczona byłaby taką aurą ostateczności. Byłaby czymś gorzkim, smutnym, łamiącym serce. Ale cóż. Dostaliśmy powieść poprawną, dość wciągającą i wartką, jednak bez efektu wow, którego tak rozpaczliwie oczekiwałam.


Jestem ciekawa, czy ktoś jeszcze podzieli moje zdanie!

 

Ocena: 5,5/10

Aleksandra 


Za książkę do recenzji serdecznie dziękuję



Komentarze