Z uporem ku rozpadowi. „Pamięć Babel” Christelle Dabos

Francuski bestseller, którym jest cykl „Lustrzanna” Christelle Dabos, zdecydowanie trochę ostatnio namieszał. Nawet bardziej niż trochę – to rodzaj małego huraganu, wzburzającego czytelnicze rejony. Pierwsze dwa tomy tetralogii wywołały niemałe zainteresowanie... Ale czy jest sens ciekawić się częścią trzecią?

 


PS To recenzja trzeciego tomu – nie ręczę za to, jakie spoilery z poprzednich mi się wymskną. Wolę ostrzec!  

 

Pamięć Babel
Lustrzanna, tom 4
Christelle Dabos
Wydawnictwo Entliczek, 2020

 

Po tym jak pierd... po tym jakże przemiłym cliffhangerze z „Zaginionych z Księżycowa” autorka zostawiła Ofelię i czytelników dosłownie w zawieszeniu. Dręczyło nas nurtujące pytanie „gdzie jest Thorn?”. Biedną bohaterkę w niewiedzy trzymano przeszło dwa lata, tu polski czytelnik ma szczęście zminimalizowane do strasznych sześciu miesięcy (dziękujemy, drogi Tłumaczu oraz Entliczku!).

Muszę powiedzieć jedno:

Czasem potrzeba zrobić kilka kroków wstecz, zanim będziemy mogli zobaczyć horyzont.
 

I to naprawdę podsumowuje całą „Pamięć Babel”. Kluczową rolę w całej fabule, w całym konstrukcie powieści (rzekłabym, że nawet całym cyklu) przejmuje przemiana Ofelii. Nie mówię tutaj o początkowym zabiegu – piję do tej prawdziwej, wewnętrznej przemiany. Ofelia jako bohaterka przeszła szalenie długą drogę. Zważywszy na to, co przeżyła na Biegunie, pomyślelibyście, że jest odważną postacią. Prawda to i jakby nie do końca, jeszcze nie w pełni na moment, w którym zaczynamy dalsza przygodę. Zanim jednak Ofelia przestanie bać się swoich uczuć oraz mocy, mija sporo czasu.


Bardzo dużo czasu, co dla niektórych może być uciążliwe. Sama byłam znużona, zdezorientowana nawet.

 

Pióro autorki zapewnia nam jedno – z szaloną łatwością wkręcamy się w rytm powieści. Bo jest to taki dawno nie widziany przyjaciel, z którym bez problemu odnawiamy kontakt i łapiemy wspólny język. To bardzo komfortowa, taka wygodna lektura. Oprócz odkrywanych i na nowo piętrzących się tajemnic, mamy przed sobą kawał przyjemnej przygody. Nawet gdy bohaterka cierpi, nie żebym zdradzała oznaki sadyzmu, gdzież tam! Jednak mimo tej przyjemności, jaką są książki Dabos, tak jednak... można poczuć małe deja vu. Ponieważ robimy te kilka kroków wstecz, znów dostajemy małą powtórkę z rozrywki. Tym razem jednak w konkretnym celu, ale rozumiem czytelników, dla których to może być „przesada” i „ile można”.

Ofelia bardzo łatwo popada w powierzone jej role. Niezwykle precyzyjnie oddaje siebie dla nowych sytuacji oraz postaci. Czy to jako Mim, bajarka Faruka i Eulalia... dziewczynie bardzo długo schodzi na odkrycie faktu, że nie zna siebie. Lustra znają prawdę i tę prawdę jej przekazują. Jest coś oczyszczającego w tym akcie zrozumienia, zwłaszcza dla czytelnika. Ma się wrażenie, że wskakujemy we właściwe tory. Christelle Dabos uwielbia zwodzić na manowce, dawkując informacje.

 

Dlaczego tak mało mówię o innych postaciach?

 

Odnoszę wrażenie, że w porównaniu do Ofelii, są bardzo odlegli. Nawet Thorn, który po prostu zawładnął każdą, maleńką sceną z nim w roli głównej. Nie ma co ukrywać, czytelnik jest spragniony jego widoku równie mocno, co nasza protagonistka. Wspaniałe jest to, że on się prawie nie zmienia. On już wyszedł ze swojej skorupy na koniec „Zaginionych...” i tutaj mamy jego kwintesencję. Czekamy tylko na Ofelię.

 

Zatem, czy pozostałe postaci są irrelewantne?

 

Mam wrażenie, że to tylko takie maleńkie dodatki. Dabos nakreśla wątki związane z Archibaldem i Berenildą – jednak jest to właśnie taki szkic, mały przedsmak tego, co można spodziewać się w wielkim finale. Liczę, że połączy się to w iście epickim zwieńczeniu. Same nowe postacie powstałe w „Pamięci Babel” widzę bardziej jako odpowiednie do przekroczenia w fabule kamienie milowe. Nie są nieistotni, ale czasem były po prostu zapełniającym i dopełniającym tłem, z średnim (lub zerowym) impaktem.

W skrócie: książka może do pewnego momentu nużyć, a potem prześle kilka porządnych elektrowstrząsów i nie zorientujecie się, kiedy skończycie. Zaś finalnie będziemy razem płakać do czerwca 2021 i premiery „Echa nad światem”.

 

Ocena: 7/10

 

Aleksandra

 

 

Za książkę do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu Entliczek!



Komentarze