Wśród piasków i magii. „Zamek w chmurach” Diana Wynne Jones [PATRONAT]

Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam po przeczytaniu opisu „Zamku w chmurach” było zanucenie sobie „Arabskaa noooc, arabski dzieeeń”, no nie mogłam się powstrzymać! Kuszeni jesteśmy ciepłą, egzotyczną podróżą w towarzystwie młodego marzyciela Abdullaha. Jak Jones sprawdziła się w kontynuacji „Ruchomego Zamku Hauru”, którego pokochałam i poznałam dzięki animacji Studia Ghibli? Tak się sprawdziła, że aż jej patronuję! 


Książkę można zamawiać w przedsprzedaży! 


Zamek w chmurach

Zamek, tom 2

Diana Wynne Jones

Wydawnictwo Nowa Baśń, 2020

 

  Abdullah sprzedaje na bazarze dywany, prowadząc interes po zmarłym ojcu. Chłopak jest marzycielem, otaczająca go rzeczywistość w żadnym stopniu nie jest dla niego zadowalająca. Snując plany o porwaniu, księżniczce i byciu księciem nabywa magiczny dywan, a ten prowadzi Abdullaha do przygody większej, niż jego sny… Choć może właśnie takiej samej?

 

    Odnoszę wrażenie, że cykl „Zamek” został stworzony po to, byśmy po prostu czuli się dobrze.

    Autorka tak plecie swoją historię, że możemy mieć pewność, że przyniesie nam komfort, pocieszenie i stuprocentową rozrywkę. Od początku do końca sprawa jest jasna – czegokolwiek oczekuje czytelnik od „Zamku w chmurach” to na pewno jakąś część z tego otrzyma i zamknie książkę zasycony!

    Czy Jones dopadła klątwa drugiego tomu, która aż nazbyt często spada na wielu autorów?

    Ano nie! Lecz w jednym aspekcie było mi niekomfortowo (choć odkąd skończyłam lekturę, to waham się nad tym, czy był to zabieg celowy, czy poboczna i niezamierzona akcja…) O tym już za chwilę! Rozpoczynając czytanie nie miałam żadnego pojęcia, czego po tej kontynuacji oczekiwać. Jak bardzo zwiąże się z „Ruchomym zamkiem Hauru”? Czy w ogóle będzie powiązana, czy jedyną wspólną zostanie magiczny świat? Dla osób, które tak bardzo pokochały tom pierwszy niosę uspokojenie – w pewnym momencie po prostu zapomina się o jakichkolwiek niepokojach. Zostajemy wrzuceni w bardzo arabską scenerię jakby z animacji „Aladyn” i „Baśni Tysiąca i Jednej Nocy”.

    Klimat, jaki unosi się nad powieścią jest niesamowity!

    Jest egzotycznie, nietypowo i dość zabawnie, choć humor ten został stworzony w bardzo specyficzny sposób. Jones w wręcz ekstremalny sposób wyolbrzymia uprzejmą manierę mówienia oraz targowania się – tutaj ostrzegam, nie wszystkim może ten zabieg pasować. Mnie osobiście ta stylizacja trochę urzekła, taka niby przekoloryzowana, a jakby w idealnych barwach dla całego tła. Sceneria zdecydowanie różni się od miasteczek w „Ruchomym” i to nie są tylko puste frazesy rzucane to tu, to tam! Widać to zwłaszcza z biegiem historii. Abdullaha czeka podróż i ta wraz z przygodą, kłopotami i pobocznymi bohaterami przebiega świetnie. Nie ma się tego wrażenia, że stoimy w miejscu, że akcja to statyczne i prowizoryczne wydarzenie. Od książki człowiek odrywa się z żalem, choć przyznaję, że miejscami trochę mój entuzjazm opadał. Ale Jones nie byłaby sobą, gdyby szybko nie nadrabiała zaległości!

    Od autorki otrzymujemy w pakiecie różnorodność postaci – znanych i całkiem nowych.

    Choć wystąpiła w dość wąskim czasie książkowym, to jednak księżniczka Kwiat Nocy jest fajną babeczką. Jones na jej przykładzie pokazała osobę, która od wąskotorowego myślenia, jednowymiarowego świata poznanego wyłącznie przez ojca, zmieniła się w waleczną, zdecydowaną i konkretną osobę. Trochę jest to przeciwieństwo Abdullaha, do którego mam szalenie ambiwalentny stosunek! Z jednej strony jest to postać bardzo spójna, cechy jego charakteru kleją się. A z drugiej… jak ja bym go chciała czasem trzepnąć! Bywał czarujący, uroczy w tym swoim marzycielskim odpływaniu od rzeczywistości, dość rezolutny i pomysłowy. Niestety jednak parę razy aż przetarłam oczy ze zdumienia, że taka postać mogła aż tak fatshamingować kobiety, gloryfikując wyłącznie szczuplutkie i piękne dziewczyny (oczywiście, każdemu podoba się coś innego, jednak nie trzeba przy tym obrażać innych). To jest właśnie mój największy ból i w gruncie rzeczy jedyny zarzut, co do tej książki – na ile jest to celowy zabieg Jones, a na ile coś niezamierzonego? Wciąż nie umiem powiedzieć, jednak było to dla mnie ogromnym zaskoczeniem, że w takiej powieści znalazł się tak negatywny aspekt. Co do części romantycznych… Instant love może i pasuje do takich baśniowych klimatów, ale osobiście nie obraziłabym się, gdyby tutaj tego nie było. Ale to już moja osobista preferencja J

    Jest to jak taka mała zadra pod paznokciem, przez dłuższy czas możemy to ignorować, ale jednak nadal tam jest.

    Może to taki dość smutny fakt, do zostawienia na koniec, ale zostawiam siebie i Was z taką refleksją – nawet książki, które szturmem zdobyły nasze serca mają wady, nie można tego ukryć! Do „Zamku w chmurach” chętnie jeszcze kiedyś wrócę, tak jak do pierwszego tomu, ponieważ (zwłaszcza ta końcówka „Zamku”) działa jakoś tak kojąco. Zaś oczekiwanie na finalny tom, to zdecydowanie jakaś forma katuszy ;)

 

Ocena: 7(z małym minusikiem)/10

 

 

Aleksandra



Za możliwość patronowania, rekomendowania oraz recenzowania niniejszej powieści

serdecznie dziękuję wydawnictwu Nowa Baśń!



Komentarze