Spłacić męża. Trylogia Mount Meghan March



Rzadko czytam mafijne klimaty. Nie trafiłam jeszcze na taką książkę, dzięki której bym przepadała na amen. Zawsze były jakieś zgrzyty, zawsze pojawiało się jakieś nieśmiertelne ale. Co więc z Meghan March? Uwiodła, zawiodła?


Król bez skrupułów, Niepokorna królowa, Imperium grzechu
Trylogia Mount
Meghan March
Editio Red, 2019

     Keira Kilgore jest ognistorudą właścicielką wielopokoleniowej destylarni whisky. Kocha zapach drewna, wszechobecne ciepło w fabryce i myśl o tym, że doprowadzi swoją firmę do ogólnoświatowej świetności. Jest tylko jedna przeszkoda w postaci pewnego mężczyzny, który żelazną ręką rządzi Nowym Orleanem. Martwy mąż Keiry zaciągnął półmilionowy dług u Lachlana Mounta i ten chce go odebrać w przeciągu tygodnia…
Jak to wszystko apetycznie brzmi! Start w tę całą historię był naprawdę dobry, balonik był jędrny i rósł powoli… 

Szkoda, że w pewnym momencie pękł w ogłuszającym trzaskiem.

Ale po kolei.
Nie mogę określić tej trylogii jako niewypał, bo to nie jest prawda. Ta trylogia jest czymś co płonęło mocno i szybko, lecz równie prędko ogień zgasł. Ledwo tlił się w trzecim tomie, co jest wręcz czytelniczo bolesne. Napięcie między Keirą oraz Mountem było świetne, aż iskry latały w powietrzu – żadne z nich nie umiało odpuścić. Ich kłótnie uznać można za motor napędowy trylogii, cały dynamizm między dwójką bohaterów staje się takim znakiem rozpoznawczym. Nienawiść w pełnej krasie, baaaardzo powolutku zmierzała w stronę głębokich oraz ciepłych uczuć. I ten tak zwany slow burn sprawił, że łapałam tom za tomem.

Aż w końcu stało się coś bardzo dziwnego.

Oczywiście, ma to wyjaśnienie fabularne. Tylko jednak zmiana w emocjach bohaterów, w tym co czuli między sobą jest szalenie nagła. Zrobiono tutaj takie ostre odcięcie i nagły przeskok z punktu hate do love. Czytelnik ma świadomość, że coś między nimi się rodziło, aczkolwiek tom trzeci jest takim bezczelnym pójściem na skróty. To w moich oczach osłabiło dość mocną pozycję trylogii. March ma dobre pióro, wprawne i lekkie. W precyzyjny sposób opowiada o swoich bohaterach, żywiołowo wypowiada się dzięki nim. Autorka kreuje trylogię na szybką i wartką historię – poniekąd jest to plusem, że nie rozpisywała się na milion tematów pobocznych, żeby tylko spulchnić tekst.

Niektóre rzeczy jednak można by minimalnie napompować.

Taki zabieg przydałby się w tym nieszczęsnym trzecim tomie, który jest tutaj czarną owcą. Ogółem świetnie, że autorka z takim zamiłowaniem oddała pasję i miłość do pracy, jakie żywiła Keira. Można było poczuć, jak ważna jest dla bohaterki destylarnia oraz produkowana przez nich whisky. Jednak strona psychologiczna postaci też jest istotna. March nie wahała się przedstawić emocje kotłujące się w kobiecie, kiedy na scenę po raz pierwszy wkroczył Mount. Jasno dawała znać, jak szalona się czuje, jak wiele sprzecznych uczuć ma w sobie przez tego mafioza. Dosadnie zastanawiała się, co by zrobiła, gdyby mogła zobaczyć męża, zdradziecką szuję, która wkopała ją w aktualną sytuację. Ale… trzeci tom, to takie kompletne odcięcie od tego, co się działo.
Dynamizm we wszystkich książkach nie opada, jest równie intensywnie od początku do końca. Ale przez to nagłe odcięcie się od struktury Króla bez skrupułów oraz Niepokornej królowej finał w postaci Imperium grzechu jest jakieś takie… fabularnie naciągane? Jakby autorka stwierdziła „a kij już z tym wszystkim, poszalejmy!”. I poszalała sobie kobiecina, oj poszalała. Plot twist trochę do przewidzenia, trochę zaskakujący, lecz do zaakceptowania. Mimo niektórych niedorzeczności, oczywiście.
Reasumując historia Keiry oraz Lachlana była intrygująca, roziskrzona i wciągająca, ale spadek formy w trzecim tomie obudził na koniec mojego wewnętrznego kręcinoska. Nie żałuję lektury, lecz żałuję tego finału spod znaku deus ex machina i byleby dodać happy end na koniec.



Ocena: 6-/10



Aleksandra

Komentarze