Zło
często chodzi pod rękę z pięknem, a w przypadku tej powieści robi to wręcz
dosłownie. Co wyszło z takiej kolaboracji? No cóż…
Claire Legrand
Sawkill Girls
Katherine Tegen Books, 2018
Przeczytawszy
opis tej książki, zobaczywszy jej okładkę – wiedziałam. Wiedziałam, że to to i
mówię sobie „Ola przeczytaj”. Niestety po skończonej lekturze wyrzucałam sobie
„no i po co to czytałaś?”. Czasem już tak bywa, że historie, na punkcie
których na samiuśkim początku mamy kręćka, bardzo brutalnie sprowadzają nas do parteru.
A czasem nawet poniżej wszelkiego poziomu zadowolenia czytelniczego.
Historia
z Sawkill Girls przedstawia losy
trzech dziewczyn, które mieszkają – lub właśnie się wprowadzają – na wyspę
Sawkill Rocks. Marion jest osobą doświadczoną przez stratę. Jej ojciec zginął w
wypadku spowodowanym przez pijanego kierowcę, a teraz wraz z siostrą i matką
przeprowadzają się w poszukiwaniu nowego początku. Zoey jako córka policjanta marzy
jedynie o tym, by w końcu opuścić wyspę i nie mieć z nią już nic do
czynienia. Zaś Val jest modelowym przykładem królowej pszczół, której lepiej
nie podpadać, a i też lepiej się z nią nie zadawać – i tak będzie uważała cię
za kogoś gorszego. Choć Sawkill Rocks jest piękną wyspą, jest również miejscem
niebezpiecznym, gdyż od lat znikają na niej bez śladu piękne, młode dziewczęta.
Marion zostaje wciągnięta w sam środek groźnej, trzymanej przez lata w ukryciu tajemnicy,
a losy całej trójki zaczynają się splatać.
Wiecie,
kiedy opisywałam znajomej początek tej książki, ta nie ukrywała swojego
entuzjazmu do tej powieści – zupełnie jak ja. Jej przynajmniej ma kto
powiedzieć, że zabranie się za lekturę to raczej błąd. Na niego składa się
kilka czynników: nuda, bezsens, papierowi bohaterowie oraz rozczarowanie.
Przeglądając goodreadsa miałam wrażenie, że opinie na temat Sawkill Girls to czysty, świeżo
wyciskany entuzjazm. Ludzie chwalili i klepali po plecach całokształt powieści,
jakby to było objawienie. Szanuję ich upodobania, ale ja cofam się o krok. Albo
nawet i dziesięć. Feministyczna z silnymi
bohaterami, przeczytacie w sieci. Tutaj wchodzę ja, by powiedzieć –
hipokryzja i kartony.
Zanim
zacznę rzucać minusami, najsampierw chciałabym złożyć nieznaczny ukłon
w stronę autorki za przedstawienie niektórych wątków. Ponieważ jeśli mam
być szczera, to do tej pory w moim czytelniczym życiu nie spotkałam się z
aseksualnym bohaterem, tak wyraźnie wysuniętym na pierwszy plan. Jest to rodzaj
terenu, po którym większość znanych mi pisarzy jeszcze się nie poruszała – bądź
robiła to w tak znikomy sposób, że ciężko było takie coś zapamiętać. Współcześnie
wiele się mówi o rozseksualizowanym społeczeństwie, a na rynku niczym
grzyby po deszczu wyrastają coraz to nowe powieści erotyczne. Zatem stworzenie
takiej postaci jak dla mnie to powiew świeżości. Gdyby jeszcze ta świeżość nie
trąciła kartonem. Dosłownie każdy z bohaterów był jakby papierowy, bez życia,
kompletnie dwuwymiarowy. Każdą z dziewcząt oraz wszystkie postacie poboczne
odbierałam jako zestaw paru sztywnych cech, które narzuciła im autorka. Nie
było w nich kompletnie nic, co albo bym polubiła, albo mnie od nich odrzucało.
Dziewczyny po prostu egzystowały, nie umiałam postrzec ich jako pełnokrwistych
osób. Jasne, pani Legrand mówi, że bohaterki przechodzą pewien rodzaj ewolucji,
odnajdują siebie, upewniają się w pewnych faktach… Tak. Mówi. Próbuje się nam
to wmówić, ale ani trochę nie można tego odczuć. Średnie jest, gdy autor
przekazuje ci „słuchaj, ona jest taka i taka”, ale tak naprawdę nie przekuwa
tego w czyny.
Sawkill Girl zalatuje
także hipokryzją, przez którą czuję się zwyczajnie w świecie sfrustrowana. Do
pewnego czasu było okej – dziewczyny miały być silnymi, niezależnymi
postaciami, które siebie wspierają. Mają być przyjaciółkami, dobrymi córkami
i siostrami. Szkoda tylko, że od pewnego momentu poszło to w jasnym
kierunku, optującym za postawą faceci są
do dupy, wszystko co robią jest złe, w ogóle każdy z nich to złamany patyk,
walić ich. Feminizm nie traktuje o tym, by jechać po mężczyznach jak po
łysej kobyle. Bardzo żałuję, że niektórzy o tym zapominają i jeszcze temu
przyklaskują. Pewna grupa mężczyzn została tu potraktowana w sposób, który
nakłania wręcz do rozgromienia ich sił. A pozostali męscy bohaterowie?
Zapomnijcie! Byli, ale jakby nie istnieli. W momencie, gdy jeden z nich się
pojawiał, to jego zadaniem okazywało się być zgadzanie z bohaterką, że faceci
są do bani. Często.
Sama
fabuła też jako horror prezentuje się mizernie. Książka bardziej jest
przegadana – niby o tym co się dzieje, o tym. czego dziewczyny doświadczają. Nawet
jak na horyzoncie zaczyna majaczyć jakaś akcja, to osobiście traciłam
zainteresowanie po stronie. Na początku podchodziłam do tego z entuzjazmem,
lecz tory, na jakie zostało skierowane Sawkill
Girls stało się bardziej kolejką dla dzieci, niż hardcorowym rollercoasterem.
Zaś horrorowe wstawki są doprawdy nieznaczne a i w końcowym rozrachunku
prezentują się wręcz niedorzecznie. Bo z ręką na sercu, gdy zaczynałam lekturę
to myślałam o tym, że książka pójdzie w kierunku thrillera z seryjnym mordercą
(który nie ma w sobie nic paranormalnego). W tym momencie powieść zyskałaby, i
to jeszcze jak! Kiedy przypominam sobie
o prawdziwym winowajcy stojącym za znikającymi dziewczynami – wyjaśnienie nie
pasuje do pozostałych elementów. Może gdyby autorka w trochę odmienny
sposób tkała tą opowieść, gdyby mocniej nacechowała ją paranormalnymi ujęciami,
to przełknęłabym. Pozostałe części są niczym patchworkowy kocyk, którym pani
Legrand stara się swoją powieść owinąć. Jednak wychodzi z tego bardziej
pokraka, niż dziwnie pasujące tło. I tutaj wcale nie chodzi o to, że
oczekiwałam czegoś innego – ponieważ niejednokrotnie miałam tak, że nawet jak
oczekiwałam banana, a autor dawał mi mango, to byłam bardzo zadowolona. Autorka
jednak, moim zdaniem nie ujęła tej historii w sposób jaki planowała (albo w
pewnym momencie po prostu zmieniła zdanie i wyszło jak wyszło…).
Nie
polecam, ani nie odradzam. Jest to tak nijaka książka, że nie umiem się
ustosunkować do miejsca Sawkill Girls w
moim życiu. Ale niestety bliżej jest jej do półki „żałuję” niż „ujdzie”. Co
samo w sobie średnio zachęca.
Ocena:
(naciągnięte)5/10
Shemmer Aleksandra
Komentarze
Prześlij komentarz