Leżąc w stanie agonalno-grypowym nie
myślałam o żadnej lekturze. Ale czołgając się w stronę światełka chwyciłam za
czytnik, żeby troszkę się zrelaksować. Cóż innego jak nie romans nadawałby się
do tego najlepiej?
Postaram się opowiedzieć o tej
książce ze znikomą ilością spoilerów, lecz zważywszy na to, że będę mówić o
dwóch częściach – bądźcie świadomi, że na pewno pojawią się ze dwie głośne
rzeczy, które zdradzą przeskok fabularny między tomem 1 oraz 2.
Odette Stone
My Fiance’s
Brother part 1 & 2
The Guilty Series #1, #2
Sumptem autora
Emily poznaje Jacksona w bardzo
intrygujący sposób.
Próbuje go znokautować kijem do
golfa, gdy ten przebywa w jej lofcie.
Ha, gdyby tylko jej się to udało,
pewnie byłaby to zakończona historia! Jednak Jackson jest Navy Sealem, więc
żadna mikroskopijna rudzina nie jest mu straszna. Spędzają ze sobą coraz więcej
czasu z prostego powodu – najwyraźniej Jackson jest niemal jak brat dla
narzeczonego Emily i potrzebuje się zatrzymać w mieście przez jakiś czas.
Mattowi najwyraźniej nie przeszkadza to, że do śluby z Em pozostało tylko trzy
miesiące i coraz bardziej się oddala pozostawiając dziewczynę i brata samym
sobą. Czyż nie brzmi to jak zwiastun dramatu?
Oj brzmi. I dokładnie czymś takim
jest. Bo gdy przeczytałam opis części pierwszej, byłam w stu procentach
przekonana, że narzeczony będzie złym typem, a Jackson zaś błyszczał. Czy ktoś
w sumie wątpi, że autorka rozwiąże to w ten sposób? To niepotrzebnie. Pani
Stone nie zaskakuje czytelnika niczym nowym, wręcz prowadzi go po takich
koleinach znanych nam szlaków, iż jedzie się przez nie prawie z zamkniętymi
oczyma. Prowadzi narrację do tego stopnia płynnie, że nawet nie wie się kiedy
minęła połowa powieści, a potem druga i nagle zdezorientowany kończy się czytać
drugi tom! To jest chyba jeden z największych plusów, jakie mają do
zaoferowania dwie części My Fiance’s
Brother. Fabuła jest dość przyjemna, ale i przede wszystkim prosta, troszkę
słodko-gorzko-dramatyczna. Ale przecież tego wymaga się od romansów!
Niby tak, ale nie do końca. W tego
typu historiach wymagam podwalin, murów, opoki w postaci głównych bohaterów.
Tutaj pani Stone poszła bardzo na skróty – wszyscy utworzeni zostali na
postawie szablonu czerń-biel. Matt, narzeczony głównej bohaterki, jest
pierwszej klasy dupiszczem, zalatuje od niego fałszem i zakłamaniem na
kilometr. Typowa glizda, która nie szanuje swojej dziewczyny, oddala się od
niej oraz ogółem traktuje ją strasznie źle. Mamy Emily, główną bohaterkę z
przeżyciami. Dziewczyna jest bardzo zahukana, niepewna siebie i aż chce się
krzyknąć „DO BOJU KOBIETO, NIE DAJ MU SIĘ, PRZEJRZYJ NA OCZY”. Prócz tego ma
się ochotę również nią potrząsnąć, oddać trochę swojego ogarnięcia życiowego.
Rozumiem potrzebę stworzenia delikatnej, wrażliwej i skrzywdzonej przez
samotność osoby, ale pani Stone momentami nie potrafiła wzniecić w niej
ognia. Pokazywała nam go czasami – Emily miała zadatki na kocicę z ostrymi
pazurami, gotową walczyć o swoje. Szczerze żałowałam, że częściej była miękką
kupką futerka. Nie potrafiła się postawić Mattowi, nie do końca walczyła o
swoje miejsce przy boku Jacksona. Trochę dryfowała od jednej decyzji do
drugiej, od jednego impulsu oraz podpowiedzi innych osób do kolejnego.
Jackson
zaś jest dość sporą enigmą w tym wszystkim. To, jak wyglądało jego dzieciństwo,
a w sumie całe życie, oparte było na wznoszeniu coraz to większych murów, przez
które nie chciał nikogo do siebie dopuścić. Momentami wydawało mi się, że nawet
nie chce zrobić tego dla siebie samego. Był największą ostoją oraz wsparciem
dla Emily, tańczący na tej granicy „chcę, lecz nie mogę jej mieć”. Tego tańca
bardzo dużo było w tomie drugim, gdy to zbliżał się, to oddalał się od
dziewczyny, mimo że byli dość nierozerwalni. Lubię Jacksona, bo w gruncie
rzeczy jestem słabeuszem i łatwo jest mi polubić większość męskich
postaci. Dużo zostało złożone na jego barki przy tej historii, chociaż nieraz
miałam ochotę rzucić w niego tym kijem do golfa, by troszkę skruszał.
Polecam, kiedy jesteście
rozmemłanymi kluchami, potrzebującymi odpoczynku, wytchnienia i gorącego Navy
Seala, który potrzebuje troszkę uczucia. Polecam, gdy chcecie szybkiej,
dramatyczno-romantycznej lektury na jedno popołudnie. Książka nie jest
pozbawiona wad, ma ich dość sporo, lecz gdy patrzy się na nią przez pryzmat
sympatycznego romansidełka, to po prostu jest jak znalazł!
Oceny:
Tom 1: 5,5/10
Tom 2: 6/10
Shemmer
Aleksandra
No książka raczej nie dla mnie, ale ciekawe są te okładki pełne słodkości.
OdpowiedzUsuńPrawda? Aż ma się ochotę podejść z talerzem w nadziei, że może dostanie się kawałeczek :D
UsuńMam tę trylogię na czytniku, ale jakoś nie mogę się zebrać by ją przeczytać. Niby mam ochotę, a z drugiej strony obawiam się, że się zanudzę :( Trochę denerwuje mnie takie bieganie za króliczkiem a sądzę, że tu właśnie tak będzie. Bo przecież autorki wolą w dwa tomy wwalać co rozdział zażalenia "chcę ją, ale nie mogę bo on" i odwrotnie "chcę go, ale mam narzeczonego", zamiast zerwać związek bohaterki z narzeczonym bo mogła stworzyć nowy. Nie wiem, może kiedyś dam jej szansę skoro i tak już mam te książki, ale coś mi się wydaje, że nie prędko.
OdpowiedzUsuń