Gorzka baśń. „Adam” Agata Czykierda-Grabowska


            Z polskimi powieściami obyczajowymi niejednokrotnie jest mi wybitnie nie po drodze. Wiąże się to z bólem i paskudnymi, czytelniczymi wspomnieniami. Nabrałam uprzedzeń, które utkwiły kołkiem w gardle. Czy i tym razem bardzo bolało?
            Oj tak.



Agata Czykierda-Grabowska
Adam
OMGBooks, 2018


            Nie, pierwsza książka Agaty Czykierdy-Grabowskiej, którą dane mi było czytać, nie wywarła na mnie żadnego wrażenia. „Jak powietrze” okazało się być miłą lekturą, lecz nie na tyle zajmującą, bym miała po niej choćby dzień refleksji. Coś między nami nie pykło, ale takie rzeczy zdarzają się często. Musiałam jednak przyznać, że warsztat autorki był zjadliwy i od kolejnej powieści specjalnie stronić nie będę. Minęło trochę czasu, a ja, niestety, dalej nie sięgnęłam po następną nowość. Aż do „Adama”. Okładka zrobiła swoje – obiecywała trochę oniryczny nastrój romansu.
            Czy go dostałam? Poniekąd.
            Tytułowy Adam jest siedemnastolatkiem, który jak na tak młodą osobę przeszedł w życiu zdecydowanie za dużo. Mówi się, że nie wolno kopać leżącego, ale nie dość, że to zrobiono, to specjalnie dla chłopaka wykopano pod nim ze dwa dołki. Gdy główna bohaterka widzi go po raz pierwszy, wie, że choć został skrzywdzony, to tli się w nim życie i wola walki. Jej dom, będący dla Adama, tak jak i rzeszy innych dzieci tymczasowym schronieniem, jest dla niego chwilową ostoją. Jednak ani niewidzialna dziewczyna, ani cierpiący chłopak nie sądzili, że razem będą tworzyć całość.
            Przepraszam, że do tej pory nie wspomniałam o imieniu naszej protagonistki. Już się tłumaczę. JA GO PO PROSTU NIE ZNAM*. Zdarza mi się być nierozgarniętym waflem, ale to akurat nie tutaj. Nie znamy imienia głównej bohaterki, spoiler – nigdy go nie poznajemy, więc będę się do niej zwracać po prostu per Ona. Było to jednocześnie przerażające, fascynujące i frustrujące, gdy kartka po kartce modliłam się o te kilka literek tworzących określenie jej osoby, nadane przez rodzinę po urodzeniu. I to jest z jednej strony genialne. Rozumiem i szanuje ten zabieg autorki, ba, to w jaki sposób zostało to rozegrane dodaje całej historii odpowiedniego wydźwięku. Obnaża tą część Jej, o której wie tylko Adam, którą widzi i czuje w sobie tylko czytelnik.
Irytuje mnie obecność narratora profetycznego – choć momentami pasuje do tej opowieści, tak jednak nie jestem fanką tego rodzaju „kuszenia” czytelnika. Wolę odkrywać fakty powoli, wraz bohaterami, a rzucanie mi w twarz „zapowiedziami” z przyszłości sprawia tylko, że mamroczę pod nosem wstrzymaj wodze, kapitanie, nie galopuj tak do przodu. Ten rodzaj narratora czasami nawet potrafi zepsuć frajdę czytania, nie pozostawia złudzeń czytelnikowi, nie proponuje mu miliona prawdopodobnych rozwojów akcji, tylko kieruje go jednotorowo. Nie przeczę, fukam przy tym z irytacji. Nastrój, tak jak okładka, bywał oniryczny i hipnotyczny, a wstawki „jeszcze tego nie wiedziałam” i tym podobne oddzierały tekst z magii właściwej.
Sama fabuła łączy w sobie odrobinę młodzieńczej naiwności, podgryzające serce uczucie oraz hałdy cierpienia. Mogłam trochę obsmarkać tę książkę, nie przeczę. Autorka odrąbała kawał rzeczywistości i wplotła go w „Adama”. Bo nie można ukrywać, ani lukrować niczego, co dzieje się w naszym świecie, co dzieje się w Polsce. Komuś może wydawać się, że pani Czykierda-Grabowska skumulowała w swojej powieści wiele najgorszych cech marginesu, lecz z drugiej strony – dlaczego by nie? Domy tymczasowe i domy dziecka niejedną taką już sytuację widziały, a to, że tym razem czytelnik poznaje je tak dogłębnie… czasem trzeba. Językowo i stylistycznie jestem zadowolona z książki. Autorka nie tworzyła bóg wie jakich dialogów, tylko urealniła je. Przyznaje się, nie lubię tego, jak młodzież się nie raz wysławia (pomińmy to, że sama jestem młodzieżą. Ale hej, nie mówię w jakiś patetyczny sposób. Za dużo klnę, żeby brać mnie serio…). To tylko moja osobista dygresja, że mi skóra cierpnie na niektóre słówka, ale to już moje własne uprzedzenie – bo one wszystkie pasują do Niej, Adama czy przyjaciół dziewczyny.
Z zaskoczenia wzięły mnie te małe sceny erotyczne, które w gruncie rzeczy wyskoczyły trochę jak filip z konopii. Łatka powieści young adult od razu została zmazana i poprawiona na new adult, czego kompletnie się nie spodziewałam. Jednak czytelnicy mający problem ze scenami sam na sam i nago nie powinni być zbyt oburzeni. Jest dobrze, jest pikantnie, ale nie przesadnie wulgarnie. Jest autentycznie, jak większość rzeczy w tejże powieści.
Momentami miałam mieszane uczucia, co do „Adama”. Chwilami myślałam, że będę miała powtórkę z rozrywki z „Jak powietrze”, lecz na szczęście pozytywnie zostałam zaskoczona. I to jest dobre, potrzebne. Proszę mi wierzyć, jak na razie nie znalazłam lepszej autorki powieści new adult (i około tematycznych) z Polski. No dobra, nie czytałam ich aż tak dużo, ale jednak pani Czykierda-Grabowska to już takie top premium!
W moim odczuciu ocena, którą wystawiam tej książce, może być odrobinę zawyżona. Z reguły do tej złotej siódemki dostaje się niewielkie grono, lecz akurat w tym przypadku nie mogę być skąpa. Ponieważ polecam, po prostu „Adama” polecam.

Ocena: 7/10

 Aleksandra Pilch



*Znaczy mam tyci domysł, ale nie jestem pewna na ile jest to moje myślenie życzeniowe, a na ile prawdziwy hint i wink od autorki!


Komentarze