Mam
słabość do literatury z gatunku paranormal romance, bij zabij, słabość od lat i
to niegasnącą. Czasem jednak paranormal romance zmienia się w paranormal
erotica, cóż zrobić.
Sylvia Day
Rozkosze nocy
Wydawnictwo Akurat, 2014
Za mną nieliczne spotkania z
twórczością Sylvii Day. Choć nie miałam przyjemności spotkać osławionego
Gideona Crossa, tak z Aidanem Crossem już zawiązałam znajomość. Na wstępie
muszę powiedzieć, że kupiłam tą powieść nie czytając żadnego blurba, ani nawet
nie przejrzałam najczęściej występujących półeczek na goodreadsie. Uderzyłam w
tę historię w ciemno i szczerze się zdziwiłam, że jest to coś z nurtu
paranormal romance. Polska okładka raczej sugeruje gorący romans, bez żadnej
otoczki nie z tego świata. Zaskoczyłam się mile, ponieważ dawno nie czytałam
tego typu książki… Lecz, czy moja sympatia utrzymała się do ostatniej strony?
Aidan Cross jest Mistrzem Miecza,
którego zadaniem jest bronić Śniących przed atakującymi zewsząd Koszmarami.
Znajduje on ukojenie w ciałach uśpionych kobiet, ładując swoją energię dzięki
seksowi. Spełnia ich skryte fantazje, lecz żadna z nich nigdy nie widziała jego
oblicza. Prawdziwą zagwozdką jest Lyssa Bates. Pani weterynarz ma problemy ze
snem, jest wiecznie zmęczona i niewyspana. Liczni lekarze, realizowane recepty
czy utyskiwania matki wcale jej nie pomagały. Kiedy Aidan staje przed masywnymi
drzwiami, prowadzącymi do jej snu, jest zafascynowany. Kobieta wpuszcza go,
lecz przez cały czas pozostają w nieprzebranych ciemnościach. Mistrz Miecza
powoli pomaga Lyssie w jej sennej krainie, ujawniając, że kobieta posiada
większe moce niż powinna.
Początek książki był trudny,
naprawdę. Sylvia Day kopniakiem w tyłek wrzuciła czytelnika na głęboką wodę i
dodatkowo go podtopiła. Co to za rzeczywistość? Czym są ci ludzie? Co się
dzieje? W kółko krążyły mi po głowie te pytania, a odpowiedzi ni widu ni
słychu. Nie ma tutaj rozwleczonych opisów odnośnie kto jest kim. Wszystko trzeba wydedukować samemu (nie, żeby
przeszkadzało mi myślenie!). Jeśli chce się sięgnąć po lekturę bezproblemową,
do przeczytania na już na plaży, to „Rozkosze nocy” nie będzie do końca dobrym
wyborem (chyba, że Wam takie wyboiste początki nie przeszkadzają). Lecz to
tylko pierwsze rozdziały zgrzytają, ponieważ gdy już ułoży się w głowie
wszystkie fakty, to z książką po prostu płynie się do przodu. Autorka sprawnie
plecie swoją historie, ma bardzo lekki styl pisania, który w ogólnym
rozrachunku nie wymaga od czytelnika zbyt wiele (jednak ten początek…).
Zdecydowanie pomagają w tym parne sceny między Lyssą a Aidanem. W większości
powieści erotycznych, czuje się jakąś automatyzację aktów między bohaterami,
gdzie nawet nie trzeba czytać tekstu, by wiedzieć, jak bohaterka się wygnie, co
jęknie i jak zareaguje bohater. Pani Day z drugiej strony zbudowała dla
czytelnika takie napięcie między protagonistami, że można je odczuć na własnej
skórze.
Czy erotyzm w tak krótkiej książce,
z czcionką wygodną do czytania, aczkolwiek dużą, został zrównoważony z akcją?
Tak średnio na jeża.
Prawdziwą akcję można by zebrać w 50
stronach, jeśli ścisnąć to wszystko. Autorka na końcu książki zostawiła
czytelnika ze sporą liczbą pytań, na które nie wiadomo czy uzyskamy odpowiedź.
„Rozkosze nocy” byłby zdecydowanie lepszą pozycją, gdyby został wydłużony o
kolejne 100 stron, które i umocniłyby fabularnie powieść, i rozbudowałyby ją do
tego poziomu, że czytelnik czuł się spełniony. Wiem, że teraz dużo wymagam.
Zapewne Sylvia Day rozplanowała sobie całą trylogię tak, żeby każdy tom
odkrywał kolejny skrawek świata. Dowiedzielibyśmy się o prawdziwym
przeznaczeniu Klucza, zrozumielibyśmy pobudki Starszyzny i ładnie zamknęlibyśmy
losy wszystkich bohaterów. To jednak się niestety nie stanie – na polskim rynku
pojawiły się tylko dwa tomy. I to nie przez to, że wydawnictwo Akurat było
stratne na serii, czy nie wydało „bo nie”. Pojawiło się spięcie za granicą, na
linii autorka - jej wydawca. Na razie trylogia nie doczeka się zwieńczającego
tomu, przez co wszyscy czytelnicy na świecie, włącznie ze mną, zostaną
zawieszeni w próżni.
„Rozkosze nocy” jest książką
przyzwoitą. Pretendowała do miana dobrej powieści paranormal romance, lecz po
drodze zgubiła impet, gdy na scenę wdarły się pieprzne sceny erotyczne,
przyćmiewające akcję właściwą. Jak już mówiłam, jeśli nie przeszkadzają Wam
trudne początki historii, a lubicie lekki całokształt, to zdecydowanie polecam.
Na letnie popołudnie przy lemoniadzie będzie jak znalazł!
Ocena: 6/10
Shemmer
Aleksandra
Komentarze
Prześlij komentarz