Nastoletnie pragnienia. "The Upside of Unrequited" Becky Albertalli



Becky Albertalli
The Upside of Unrequited
Penguin Random House UK, 2017



W Polsce nazwisko autorki znane jest dzięki wydawnictwu Papierowy Księżyc, który opublikował powieść "Simon oraz inni homo sapiens". Książka popłynęła na niezwykłej fali popularności z zagranicy, nakręconej również dzięki entuzjastycznemu przyjęciu przez polskich blogerów (dodajmy to tego niedawną ekranizację "Love, Simon" i wychodzi z tego mieszanka wybuchowa). Znów dałam się nabrać na hype wytworzony wokół książki, pozwoliłam sobie sądzić, że zachwyci mnie tak jak i innych. Opowieść Simona okazała się być sympatyczną, nastoletnią historią, okraszoną coming-outem. Ni mniej, ni więcej. Nie rozważałam nawet, że sięgnę jakąkolwiek inna książkę autorki, dopóki w moje ręce nie wpadło "The Upside of Urequited". Darowanemu prezentowi w autora się nie zagląda, więc zaczęłam czytać.
I czytać.
I ze dwadzieścia stron po rozpoczęciu  zaczęłam się zastanawiać, jaki jest sens tej lektury.
Fakt, nie jestem zbytnią fanką powieści obyczajowych YA, aczkolwiek myślałam, że Albertalli tak jak przy Simonie sprawi, że choć przez chwilę będę się dobrze bawić (i mieć chęć na Oreosy, nie zapominajmy). Skończyło się na tym, że oprócz paru stron, to nie bawiłam się przednio. Chciałam wręcz jak najszybciej ją skończyć. Fabuła powieści jest prosta - siedemnastoletnia Molly ma nadwagę, przebojową siostrę bliźniaczkę Cassie, maleńkiego braciszka i dwie kochające mamy. Molly również wie, czym jest miłość nieodwzajemniona, ponieważ miała okazję być przeszło dwadzieścia pięć razy zauroczoną. Podziwiała ona chłopców z daleka, lecz nigdy z żadnym się nie całowała. W porównaniu do jej siostry, której flirtowanie z dziewczynami przychodzi tak łatwo jak oddychanie, to Molly w relacjach z płcią przeciwną jest niezdarna. Kiedy na horyzoncie pojawia się Mina, nowa dziewczyna Cassie, wraz z nią przybywa kolejne zauroczenie Molly – hipster Will. Jest jeszcze nowa praca dziewczyny i koszulkowy Reid…
Czy brzmi płytko, kiedy tak to opisuję? Odrobinę, nic na to nie poradzę. Pani Albertali przez większą część książki nawet nie czuje przez to wyrzutów sumienia, dopiero za połową powieści coś ją tknęło do delikatnej rehabilitacji. Domyślam się, że Molly miała być kochaną, radosną dziewczyną, ale została sprowadzona do jednego celu, jednego marzenia, jedynej ambicji. Do posiadania faceta. Nie chodzi o to, że mi to przeszkadza. Albo nie, przeszkadza mi.
Potrafię się postawić na miejscu Molly, mogłabym nawet powiedzieć, że czasem chodziłam w jej butach. Nic jednak powierzchownego charakteru bohaterki nie rozgrzesza. Fakt, autorka jak zawsze porusza wiele ważnych tematów, których głównym punktem jest tolerancja orientacji seksualnej. I te przesłanki wychodzą Albertalli dobrze, bo dzięki temu człowiek może poczuć się wygodnie z tym, kim jest. Sama książka jednak okazała się być nudnym przejściem Molly od och-chcę-mieć-to-co-inni do och-wow-mam-to-co-inni. To było jak oglądanie odcinka serialu z czystego przyzwyczajenia. Jutro nie będę nawet pamiętać połowy fabuły! Bo, w gruncie rzeczy, jakiejś porządnej historii tutaj nie ma. Reid był milusim facetem, ale zapamiętam go wyłącznie z koszulek Śródziemia i Gry o tron. Zaś Will lubi gorzałę i nie toleruje Maroon 5. A poza tym? Dwie ręce mi starczą, by podliczyć sytuacje, w których Molly z nimi rozmawiała. Tak, dokładnie. W gruncie rzeczy żadna z postaci nie jest zbyt głęboka. Ani Molly, ani Reid czy pozostała gromadka – nie są czymś prócz zestawu podstawowych cech ludzkich. A nawet i one momentami są powierzchownie liźnięte. To trochę boli, ponieważ z pretendenta do dobrej obyczajówki dla młodzieży, „The Upside of Unrequited” okazało się powieścią płytką, niewykorzystującą swojego potencjału opowieścią-zapychaczem czasu.
Potrzebuję wycisnąć więcej z potencjału Albertalli. Kobieta umie w lekki sposób pisać książki ważne i potrzebne, poruszające się po dość grząskim gruncie. Nie może jednak odcinać kuponów od swojej debiutanckiej pozycji, ja jej na to nie pozwalam. Oczekuję więcej, więcej niż otrzymałam w „The Upside of Unrequited”. Więcej emocji, charakteru i pełnokrwistych bohaterów, a nie ich duchy, które snują się między kartami powieści.

Fani Becky Albertalli powinni być ukontentowani, lecz osobom, którym „Simon oraz inni homo sapiens” nie przypadł zbyt mocno do gustu, książki „The Upside of Unrequited” nie mogę polecić.


Ocena: 4/10

Aleksandra Pilch


Komentarze