Hideyuki Kikuchi, Kairi Shimotsuki
Doctor Mephistopheles, tom 1
wyd. Waneko, 2018
Ostatnio pozwoliłam sobie na nowo wciągnąć się w przepastny świat
mang. Po paru latach posuchy, grudzień ubiegłego roku przyszedł wręcz z
obsesyjną potrzebą na czytanie kolejnych tomików. Zapaliło się we mnie to
okrutne zbieractwo, lecz powstrzymywały fundusze – chwała za to, inaczej pokój
miałabym zapchany nieskończoną ilością mang. Jednak zobaczywszy zapowiedź trylogii Hideyuki Kikuchi i Kairi Shimotsuki
wiedziałam, że muszę to mieć. Muszę mieć tego Doktora, gdyż diabeł wywiódł
mnie w pole pełne pokusy. Lecz czy z pięknej obietnicy się wywiązał?
No nie do końca.
Doctor Mephistopheles w tomie pierwszym opowiada historię o
piekielnym Doktorze, z którym lepiej nie zadzierać. Miasto Shinjuku wskutek
trzęsienia ziemi oddziela się od wszystkiego, co normalne, gdy zaczynają panować
na niej duchy, demony oraz wampiry. Choć przeklęte, mieszkańcy zawsze mogą
skierować się z pomocą do Doktora Mefisto, który chroni i wspiera pacjentów swoimi niezwykłymi umiejętnościami.
Brzmi szlachetnie, jak na diabła oczywiście. Historia rysuje się na szalenie intrygującą, zaś kreska pani Shimotsuki prezentuje się bajecznie. Jednak sam tomik pierwszy to trochę ładnie zapakowana wydmuszka. Opowieść o
Mephistophelesie i dwunastu relikwiach pochłania się tak szybko, że czytelnik
wynosi z niej tylko siebie i nic poza tym. Nie wiem nawet w którym momencie skończyłam przygodę z
piekielnym doktorkiem. Mogłabym ją zakwalifikować do tych historii nijakich, po
których mówi się meh, wzrusza ramionami i bez żadnych wyrzutów sumienia
przenosi do innej opowieści. „Doctor Mephistopheles, tom 1” daje nam smaczki –
niewielkie, subtelnie rzucone i tylko ich będę się trzymać, przy sięganiu po
kolejne tomy.
Przy lekturze oczekujcie – szybkości pochłaniania mangi, lekkiego
zaciekawienia i przyzwoicie przedstawionej postaci Doktora.
Jest nadzieja, oby
autorzy jej nie zmiażdżyli.
Ocena: 5/10
EDIT!
Tomy 2-3 również plasuje się z oceną jako średniaki. Ta historia została niejako skrzywdzona przez zbyt krótką formę. Niektóre mangi mają po 10 tomów, a w przypadku "Doctora Mephistophelesa" przydałoby się co najmniej 5, dzięki którym potencjał fabularny zostałby bardziej rozłożyście przedstawiony. Czytając tomiki w paro miesięcznych odstępach nie miałam żadnego sentymentu do bohaterów, nie potrafiłam się wessać w tę historię. I przy lekturze trzeciej części niejako mnie to zabolało, bo miałam świeżo w pamięci, jak ucieszona byłam, gdy zobaczyłam zapowiedź.
To zupełnie tak, jakby się dostało balonik, który wypełnia się powietrzem tylko do połowy, przez co rysunek kotka na nim jest niewyraźnym, maleńkim konturem...
To zupełnie tak, jakby się dostało balonik, który wypełnia się powietrzem tylko do połowy, przez co rysunek kotka na nim jest niewyraźnym, maleńkim konturem...
Shemmer Aleksandra
Komentarze
Prześlij komentarz